Życiorys Marii Skłodowskiej-Curie
to zdecydowanie filmowy temat, co pierwsi odkryli wcale nie Polacy i nie
Francuzi, ale oczywiście Amerykanie. W 1943 roku Mervyn LeRoy (który osiem lat
później zabierze się za Quo Vadis na
podstawie Sienkiewicza) dostał zadanie nakręcenia biografii najsłynniejszej
kobiety wśród naukowców, podwójnej noblistki, pionierki badań nad
promieniotwórczością. Kanwę scenariusza stanowiły opublikowane wspomnienia jej
córki, Ève Curie. Jak udało się wywiązać z zadania?
Wiadomo, że kino gatunków rządzi
się swoimi prawami, a filmy biograficzne, szczególnie od czasu słynnego Prywatnego życia Henryka VIII (1933), interesowały się przede wszystkim
zakulisową i emocjonalną stroną życia słynnych postaci. Podobnie jest w tym
przypadku. W filmie, który można podzielić z grubsza na dwie części, pierwsza
połowa to historia poznania, zbliżenia i małżeństwa Marii z Piotrem Curie.
Młoda, utalentowana, ale biedna studentka z Polski trafia jako protegowana
jednego z profesorów do pracy w laboratorium znanego już wówczas naukowca, Piotra
Curie. Ten początkowo podchodzi do nowej współpracownicy sceptycznie,
reprezentując charakterystyczny dla ówczesnego środowiska naukowego seksizm,
ale wkrótce zauroczony jej inteligencją (nie zwracając uwagi, co podkreślone,
na piękno zewnętrzne – z niego Piotr zda sprawę wiele lat później) uświadamia
sobie, że nie wyobraża sobie przyszłego życia i pracy bez niej. Dochodzi więc
do rozbrajająco naukowych zaręczyn („Stworzymy
idealnie stabilny związek, jak NaCl!”) i od tej pory para pracuje razem. W
drugiej części filmu na pierwszy plan wysuwają się wspólne eksperymenty z
promieniotwórczością i okoliczności okrycia radu, choć również oczywiście w
odpowiednio udramatyzowany sposób. Małżeństwo pracuje nad wyodrębnieniem nowego
pierwiastka z pozycji akademickich outsiderów, w dziurawej i zimnej szopie, bez
asystentów. Maria z trudem znosi ciężką, nierzadko fizyczną pracę, tym
bardziej, że pojawiają się u niej pierwsze objawy chorobowe związane z
obcowaniem z radioaktywnością. Potencjalne niebezpieczeństwa oraz nieudane
eksperymenty nie są jednak w stanie złamać naukowców, którzy po latach dopinają
swego i dokonują przełomowego odkrycia nowego pierwiastka.
Dwa rodzaje piękna - fizyczne i intelektualne - to cecha filmowej Marii. W oczach innych bohaterów jedno piękno często przesłaniało drugie. |
Oczywiście nie ma sensu atakować
filmowej biografii za pewne skróty myślowe, drobne niedopowiedzenia, zaburzenia
chronologii czy nawet przekłamania. Takie są wymogi medium i gatunku, dlatego
drobiazgowe porównywanie fabuły filmu (a szczególnie pierwszej części) do
fachowych biografii Skłodowskiej jest bezcelowe. Warto jednak przyjrzeć się,
jak w Madame Curie potraktowano
sprawę polską, która, jak powszechnie wiadomo, była bliska sercu noblistki. Tym
bardziej, że jak udowadnia Marek Biskupski, w czasie kiedy film
powstawał w Hollywood trzymały się raczej nastroje antypolskie.
O tym, że główna bohaterka filmu,
studentka Sorbony mademoiselle Sklodowska,
jest Polką, dowiadujemy się w jednej z pierwszych scen filmu. Zwierza się
swojemu profesorowi, że nie ma w Paryżu przyjaciół, ponieważ tym co naprawdę
kocha jest tylko nauka i Polska. Nie ukrywa też, że po zakończeniu studiów
chciałaby wrócić do Warszawy, żeby pomagać starym rodzicom i podjąć się zawodu
nauczycielki. Później mniej więcej to samo powtórzy Piotrowi Curie, zapowiadając
swój nieodległy wyjazd z Paryża. W czasie tej rozmowy w tle zabrzmi nawet
Mazurek Dąbrowskiego, co może zasugerować, że prócz tęsknoty za rodzicami jest
to decyzja umotywowana patriotycznie. Ale reakcja Piotra, która doprowadzi kilka
scen później do oświadczyn pokazuje, że Polska jest tu potraktowana przez
scenarzystów wyłącznie jako figura abstrakcyjnego rywala Piotra Curie, który
zagraża ich rozkwitającemu związkowi. Po ślubie para rzuca się w wir wspólnej
pracy i o Polsce zupełnie się już nie wspomina. Ba, nawet starzy, wymagający
pomocy rodzice przestali być w jakikolwiek sposób przeszkodą. W drugiej części
filmu o podejściu do sprawy polskiej wnioskować więc można raczej nie z tego co
się mówi, ale co zostało przemilczane. A przemilczano wszak odkrycie polonu,
które miało miejsce praktycznie równolegle z sukcesem prac nad radem, nie
byłoby więc zbytnią trudnością, żeby przynajmniej marginalnie wpleść to
wydarzenie do scenariusza. Nazwanie przez Skłodowską nowego pierwiastka polonem
było wyraźną deklaracją polityczną, mającą zwrócić uwagę międzynarodową na
nieco zapomnianą sprawę niepodległości kraju. Można pokusić się o hipotezę, że
w 1943 roku, kiedy prestiż Polski na arenie międzynarodowej zaczął wyraźnie
pikować w dół, a karty coraz wyraźniej rozdawali sowieci, przypominanie o
sprawie polskiej, poprzez postać politycznie
zaangażowanie Skłodowskiej, było niewskazane. Tak więc mamy do czynienia jeśli
nie ze złą wolą, to przynajmniej z oportunizmem twórców, którzy odżegnali się w
filmie od polityki.
Maria i Piotr przy pracy nad wyodrębnieniem radu. |
Opinię na temat Madame Curie każdy może wyrobić sobie
oglądając film w oryginalnej wersji językowej tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz