Film biograficzny o bohaterskiej
przeszłości urzędującej głowy państwa? Niełatwo jest znaleźć w historii kina takie
przykłady, a jeśli już, intuicja nakazywałaby szukać wśród autorytarnych
reżimów, rządzonych twardą ręką przez zapatrzonych w siebie, charyzmatycznych
przywódców. Tymczasem, 19 czerwca 1963 roku, w Stanach Zjednoczonych na ekrany
kin wszedł film PT 109, opowiadający
o wojennych przygodach Johna Kennedy’ego, 35 prezydenta USA, pełniącego swoją
funkcję jeszcze przez pięć miesięcy, aż do zamachu w Dallas 22 listopada 1963
roku.
Akcja filmu przenosi widzów na
południowy Pacyfik, arenę wojny amerykańsko-japońskiej. Tytuł odnosi się do
numeru łodzi patrolowej, której dowództwo objął w początkach 1943 roku młody
porucznik John „Jack” Kennedy. Blisko dwuipółgodzinny obraz pokazuje proces
remontowania zdezelowanej jednostki przez jej nową załogę i entuzjastycznego
dowódcę, jej pierwsze misje patrolowe, ratunek odciętej przez Japończyków grupy
amerykańskich marines. Główny wątek
filmu opowiada jednak o katastrofie łodzi PT 109 staranowanej przez japoński
okręt. Mimo, że załoga została przez dowództwo uznana za straconą, Kennedy’emu
udało się nawiązać kontakt z rdzennymi mieszkańcami okolicznych wysp, którzy
przekazali australijskim aliantom wyrytą w skorupie orzecha kokosowego prośbę o
ratunek. Kennedy, dzięki swojej wytrwałości i odwadze, doprowadził do
uratowania rozbitków.
![]() |
PT 109 tuż po katastrofie. |
Film z grubsza oddaje autentyczną
historię, pomimo pewnych nieścisłości i zaburzeń chronologii, mających na celu
uatrakcyjnienie fabuły (np. w rzeczywistości to tubylcy, a nie Amerykanie,
wpadli na pomysł przekazania wiadomości na skorupie kokosa). Jednak bez względu
na stopień, w jakim scenariusz opierałby się na wiarygodnych źródłach,
najwięcej emocji wzbudzać musiała postać głównego bohatera, aktualnie
urzędującego prezydenta. Film od początku produkowany był więc pod specjalnym
nadzorem. Osobistą pieczę nad nim objął legendarny producent i szef wytwórni
filmowej Jack Warner. John Kennedy naturalnie wyraził zgodę na jego powstanie,
pod warunkiem, że będzie odpowiadał prawdzie historycznej, że w zyskach będą
partycypować dawni członkowie załogi PT 109 i ich rodziny, oraz że będzie miał
wpływ na obsadę, a przede wszystkim wybór odtwórcy samego siebie. Z grupy
kandydatów, w skład której wchodził m. in. Peter Fonda i Warren Beatty (faworyt
Jacqueline Kennedy), wybór ostatecznie padł na Cliffa Robertsona, aktora
którego występ podczas zdjęć próbnych najbardziej przekonał prezydenta, mimo że
Robertson był wówczas 15 lat starszy niż porucznik „Jack” przejmujący dowództwo
swojej łodzi.
![]() |
Z prawej strony Cliff Robertson jako porucznik Kennedy. |
Kreacja Robertsona jest chyba
jednocześnie najmocniejszym i najsłabszym punktem tego filmu. Główny bohater:
przystojny, odważny, pomysłowy, z poczuciem humoru jest postacią świetnie
pasującą do wojennego kina przygodowego. Jest też moralnie nieskazitelny i bywa
patetyczny, szczególnie tłumacząc dlaczego zdecydował się przybyć na front,
mimo że miał wygodną i bezpieczną posadę sztabową albo decydując się na objęcie
dowództwa kolejnej łodzi, mimo że po katastrofie PT 109 przysługuje mu
odesłanie do kraju. To sprawia, że grana przez niego postać miejscami szeleści
papierem, i to takim, na którym spisano przemówienie przedwyborcze. Wydaje się,
że film PT 109 wpadł w najbardziej
oczywistą pułapkę. Wiadomo było, że główny bohater będzie porównywany z
rzeczywistym politykiem i jego aktualnymi działaniami. Każdy szlachetny gest
filmowej postaci będzie apologią realnej polityki Kennedy’ego, podobnie jak
każdy ewentualny przejaw słabości, jej krytyką. Twórcom ostatecznie wyszła laurka, która –
pomimo wielkiej medialności rzeczywistego Johna Kennedy’ego – nie przełożyła się
na sukces artystyczny, ani kasowy. Film przyjęto dość sceptycznie, a już
wkrótce później najgłośniejszym (jak i najbardziej filmowym) epizodem, stały
się ostatnie godziny jego życia, wizyta w Dallas i śmierć z ręki zamachowca.
Trailer PT 109 można obejrzeć tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz