Bitwa stalingradzka należy do
najżywiej funkcjonujących w kulturze masowej epizodów drugiej wojny światowej.
Na jej temat nakręcono przynajmniej kilkanaście filmów i seriali, napisano
liczne książki, nagrano piosenki, stworzono gry komputerowe. W kinematografii,
jednym z pierwszych i jednocześnie najmniej znanych filmów o Stalingradzie jest
zachodnioniemiecki Hunde, wollt ihr ewig
leben (Psy, chcecie żyć
wiecznie?) z roku 1959.
Film jest dramatem wojennym, opowiadającym o młodym oficerze niemieckim
wysłanym do walk w okolice Stalingradu. Początkowo pełni funkcję oficera
łącznikowego przy walczących u boku Niemców wojskach rumuńskich. Później, gdy
zamknie się pierścień okrążenia sowieckiego, zostanie przeniesiony bliżej miasta,
gdzie będzie obserwował nie tylko walki uliczne, ale postępującą desperację
niemieckich żołnierzy, wygłodniałych, zziębniętych, schorowanych, tracących
nadzieję na przeżycie. Akcja filmu zakończy się wraz z kapitulacją okrążonej,
niezdatnej do dalszej walki armii Friedricha Paulusa. Całość jest dość dobrze
nakręcona, a największą przeszkodą w jego oglądaniu jest chyba nierówne
aktorstwo (dobra główna rola porucznika Wisse i generała Paulusa, który mimiką
twarzy potrafi sporo pokazać, ale zabawę dość skutecznie psują np. odtwórcy ról
majora Linkmanna i podporucznika Fuhrmanna). W fabułę sprawnie wplecione są materiały
archiwalne, przekonująco wypadają też sceny batalistyczne, a szczególne
wrażenie – nawet dzisiaj – może zrobić scena sowieckiego szturmu na pozycje
rumuńskie w pierwszej części filmu.
Hunde… warto jednak obejrzeć nie tylko jako
widowisko wojenne, ale również jako film niemiecki, nakręcony 16 lat po
opisywanych wydarzeniach. A więc w czasie, kiedy pamięć o II wojnie światowej
była jeszcze bardzo żywa i kiedy – na dobrą sprawę – społeczeństwo niemieckie
nie przepracowało jeszcze w zbiorowej pamięci swojego nazistowskiego rozdziału.
Interesujące jest więc, w jakim szerszym (politycznym, ideologicznym)
kontekście niemieccy twórcy ujęli jeden z najtragiczniejszych dla nich epizodów
wojny na froncie wschodnim.
Pierwsza sekwencja filmu poświęcona jest drodze głównego bohatera – porucznika Wisse – na front i pełni ona jednocześnie rolę wprowadzenia do świata przedstawionego. Tylko z tych pierwszych scen widz wywnioskować może, że w zasadzie oglądamy na ekranie najeźdźców, okupantów, ale obraz i tak jest wyjątkowo łagodny, bo pojawiają się w nim niemal wyłącznie, tak zwani, „dobrzy Niemcy”. Porucznik Wisse, jeszcze na tyłach, załatwia pięknej rosyjskiej dziewczynie, Katji, pracę w bibliotece, co ochrania ją przed wyjazdem na przymusowe roboty do Rzeszy. Później, w drodze pod Stalingrad, wraz z dwoma innymi oficerami zatrzymują się w wiejskim domu, gdzie dzielą się z rosyjską gospodynią prowiantem, razem jedzą kolację, rozmawiają z dziećmi, uśmiechają się. W tym czasie starsi oficerowie starają się uświadomić Wissego, że sytuacja na froncie jest zła i – w zasadzie – zgłaszają wątpliwości co do sensowności walk na Wschodzie.
Film otwierają sceny zwycięskich wojskowych parad Niemców, a zamyka bezładna kolumna umierających z wyczerpania żołnierzy. |
Pierwsza sekwencja filmu poświęcona jest drodze głównego bohatera – porucznika Wisse – na front i pełni ona jednocześnie rolę wprowadzenia do świata przedstawionego. Tylko z tych pierwszych scen widz wywnioskować może, że w zasadzie oglądamy na ekranie najeźdźców, okupantów, ale obraz i tak jest wyjątkowo łagodny, bo pojawiają się w nim niemal wyłącznie, tak zwani, „dobrzy Niemcy”. Porucznik Wisse, jeszcze na tyłach, załatwia pięknej rosyjskiej dziewczynie, Katji, pracę w bibliotece, co ochrania ją przed wyjazdem na przymusowe roboty do Rzeszy. Później, w drodze pod Stalingrad, wraz z dwoma innymi oficerami zatrzymują się w wiejskim domu, gdzie dzielą się z rosyjską gospodynią prowiantem, razem jedzą kolację, rozmawiają z dziećmi, uśmiechają się. W tym czasie starsi oficerowie starają się uświadomić Wissego, że sytuacja na froncie jest zła i – w zasadzie – zgłaszają wątpliwości co do sensowności walk na Wschodzie.
Od momentu kiedy Wisse pojawia się na wyznaczonym stanowisku, a
szczególnie odkąd zamyka się pierścień okrążenia, wyraźnie zaczyna rysować się
podział, z jednej strony na zwyczajnych żołnierzy i młodych oficerów, którzy chcą
w miarę możliwości uczciwie walczyć i przeżyć, z drugiej strony na wyższych
oficerów i dowództwo, tchórzliwe, niewykazujące własnej inicjatywy uzależnione
od złych rozkazów Hitlera, niewystarczająco dbające o losy własnych żołnierzy.
Dość krytycznie przedstawiony jest dowódca okrążonej Szóstej Armii Friedrich
Paulus, dla którego niemal do końca najważniejszą wartością jest lojalność
wobec przełożonych i żołnierski honor, a nie życie swoich podwładnych. Podział ten
odpowiada powstałemu jeszcze w czasie wojny przekonaniu o konieczności rozróżnienia
pomiędzy nazistowskim reżimem, a niemieckim społeczeństwem, które w najgorszym
razie jest tylko wykonawcą rozkazów. Dalsze wydarzenia, przedstawione przede
wszystkim z perspektywy zwykłych żołnierzy podważają sensowność wojny jako
takiej. Niemcy, to w większości zwyczajni, dobrzy, młodzi mężczyźni, którzy
giną bez sensu, ale sowieci również – widać to w scenie kiedy podczas
półgodzinnego zawieszenia broni, żołnierze obu stron wychodzą na tą samą ulicę,
aby pozbierać swoich rannych i zabitych. Chodzą obok siebie, patrzą na siebie
bez nienawiści, by za moment wrócić na swoje pozycje, walcząc na śmierć i
życie.
Film, patrzy na bitwę Stalingradzką, przede wszystkim nie jako klęskę
wojenną, ale katastrofę humanitarną, a odpowiedzialnością obarcza reżim
nazistowski. Widać to na przykład w scenie, kiedy kamera pokazuje rannych
żołnierzy, cierpiących, umierających bez lekarstw w prowizorycznym szpitalu w
jednej ze stalingradzkich piwnic i konfrontuje to z wygłaszanym przez radio
przemówieniem Göringa porównującym Niemców pod Stalingradem do nieugiętych i
bohaterskich trzystu Spartan. Widać również w jednej z ostatnich scen filmu, w
których padają słowa oficera, tłumaczącego ogrom widzianej tragedii: „Słuchaliśmy
rozkazów i wymagaliśmy posłuchu u innych”. Wszystko ostatecznie sprowadza się
więc do Hitlera, który – jak zostało pokazane – zza biurka decydował o losie
tysięcy ludzi, po klęsce stwierdzając lakonicznie: „To tylko armia. Zaciągniemy
nową.”
Jest również w Hunde… scena,
która wprawiła mnie w pewne zakłopotanie. Głodny, bliski szaleństwa szeregowy,
wymachując kromką chleba i plasterkiem kiełbasy rozpaczliwie wypytuje, w jaki
sposób może przeżyć o takiej strawie. Czy to są słowa niemieckiego żołnierza ze
zszarganymi nerwami, czy słowa twórców filmu, chcących wzbudzić w widzach
litość dla zwykłych niemieckich chłopaków, którzy zginęli na Wschodzie? Być
może to kwestia długoletniej socjalizacji w roli Polaka-ofiary, ale w tym
momencie pojawiły mi się w głowie obrazy ginących z głodu i wyczerpania w
gettach i obozach koncentracyjnych, zjadających wszystko co tylko możliwe
powstańców warszawskich i mieszkańców oblężonego Leningradu. I nie było mi tego
Niemca bardzo żal.
Całość można obejrzeć w oryginalnej wersji językowej tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz