środa, 27 czerwca 2012

Csillagosok katonák (Gwiazdy na czapkach)


Na okładce polskiego wydania Historii filmu węgierskiego Istvána Nemeskürty’ego (Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1979) znajdują się kadry z filmu Miklósa Jancsó Gwiazdy na czapkach. Skoro wybrano właśnie ten film aby reprezentował całą węgierską kinematografię, z pewnością warto przyjrzeć mu się bliżej. 


Gwiazdy na czapkach jest jednym z kilku historycznych obrazów (obok Wojennej przyjaźni, Desperatów, Ciszy i krzyku), jakie Miklós Jancsó nakręcił w latach sześćdziesiątych, za każdym razem wywołując duży oddźwięk w kraju i zagranicą. W tym przypadku mamy do czynienia z koprodukcją węgiersko-radziecką z roku 1967. Jest to bodaj jedyny nie w pełni radziecki film o wojnie domowej w Rosji jaki powstał w bloku socjalistycznym (bo na zachodzie do tego okresu odnosił się w jakiś sposób choćby Doktor Żywago Davida Leana). Film realizowali w zdecydowanej większości Węgrzy, natomiast obsada jest międzynarodowa. Warto wspomnieć, że prócz aktorów węgierskich i rosyjskich, w filmie pojawia się również – w roli pielęgniarki Olgi – Krystyna Mikołajewska, polska aktorka często obsadzana w produkcjach różnych krajów bloku socjalistycznego.

Ciekawe, że w książce Nemeskürty’ego, która, jak się wydaje, była pisana bardzo bezpiecznie i zgodnie z politycznymi oczekiwaniami, opis wybitnego dzieła Jancsó uwypukla zupełnie inne wątki, niż te, które współczesne znaleźć można na przykład w Internecie. Historyk pisze, że jest to opowieść „o walce węgierskich internacjonalistów o władzę rad i zwycięstwo rewolucji światowej w latach 1918-1919”. Przy czym, czytając dalszą część recenzji, może się wydać, że jest to historia budzącej się świadomości klasowej w rodzaju osławionej powieści Jak hartowała się stal Mikołaja Ostrowskiego. W pierwszych scenach widać niezgodę wśród węgierskich ochotników walczących po stronie Czerwonych: „Argumenty, jakie padają, ujawniają rozbieżność politycznych, społecznych i ideologicznych poglądów […], jedno skrzydło stanowią pewni siebie, lecz skrajnie dogmatyczni komuniści, drugie zaś – ostrożnie wszystko rozważający chłopi, którzy tęsknią do własnych chałup i wykazali entuzjazm jedynie podczas plądrowania obszarniczych majątków […]”. Tymczasem w ostatniej scenie klasowa przemiana już się dokonała: „Nie jest to już […] bezładna i skłócona grupka, lecz zwarty, rewolucyjny oddział.” Autor daje jeszcze więcej wskazówek sugerujących, że mamy do czynienia z patetyczno-romantyczną wizją rewolucji, znaną z książek i filmów sowieckich, pisząc na przykład: „Wydaje się, że reżyser pragnie nam przypomnieć legendarne postacie Czapajewa i Szczorsa” albo – o walce pomiędzy czerwonymi a białymi – „Tak właśnie wygląda bezładna, rozpaczliwa walka ciemiężonych, poniżonych, brudnych i głodnych przeciwko sytym, butnym i zdyscyplinowanym”.

Kadr z ostatniej sceny filmu, który znalazł się na okładce Historii filmu węgierskiego.

Gwiazdy na czapkach to film tak dobry artystycznie, że nie sposób było pominąć go milczeniem, ale najwyraźniej Nemeskürty postanowił spłaszczyć jego wydźwięk do jedynego, dość wątpliwego w kontekście filmu hasła – międzynarodowej walki o władzę rad. Co prawda, rzeczywiście, zakończenie filmu wypada bohatersko i chwalebnie – rewolucyjny oddział idzie na pewną śmierć z Marsylianką na ustach – ale wcześniej mamy obrazy zgoła inne. Wojna domowa według wizji Jancsó to, przede wszystkim, chaos i strach. Nie ma tu linii frontu, czy jasnych wskazówek gdzie my, a gdzie oni; Biali i Czerwoni kręcą się w kółko, raz jako zwierzyna, raz jako myśliwi – niemal dosłownie, bo pojedynczy przeciwnicy wypadają często pod lufę z lasu, czy z zarośli, jak zające. Nie ma w tym filmie wiodących postaci, kamera zatrzymuje się na bohaterach najwyżej przez kilka minut, nieustannie rejestrując za to jak żołnierze nakręcają spiralę przemocy zabijając się nawzajem, strzelając do jeńców, wymierzając podwładnym kary śmierci za niesubordynację. Wszystko to, kręcone bardzo długimi ujęciami, zwiększa naturalizm i sprawia na widzu wrażenie, że nie ma ucieczki od tego szaleństwa. I dlatego, na co zwracają uwagę współczesne recenzje filmu, jest to przede wszystkim obraz o absurdzie i okropności wojny, nawet prowadzonej w słusznej sprawie. I nie jest też w pełni prawdą, jak sugeruje Nemeskürty, że Czerwoni to ci dobrzy, a na Białych ciążą wszelkie możliwe zbrodnie. W filmie znaleźć można zarówno carskiego oficera, który z miejsca wymierza najwyższy wymiar kary swojemu żołnierzowi za napaść na cywilów, jak i Czerwonego, który nie waha się rozstrzelać, pod zarzutem zdrady, bezbronnej pielęgniarki. 

Biali żołnierze strzelają w plecy puszczonym wcześniej wolno jeńcom.

Pozostaje pytanie, czy węgierski historyk filmu zobaczył w Gwiazdach na czapkach to co chciał, czy też napisał to co musiał? Bez względu na odpowiedź, warto jest obejrzeć film Jancsó, żeby zrewidować zamieszczony w Historii filmu węgierskiego pogląd na ten bardzo interesujący artystycznie obraz. Jest on dostępny z angielskimi napisami tutaj.


4 komentarze:

  1. Jeszcze jedno miejsce http://www.youtube.com/watch?v=TyxbSaT5WnI. Obejrzałem właśnie i dobrze znać europejskie źródła obecnego "antywojennego" kina amerykańskiego (kamera w Saving Private Ryan, "powolność" Thin Red Line). Wiedziałem o Idi i Smotri, a teraz Csillagosok katonak dochodzi.
    Plus cieszę się, że te plecy należały do Pani Krystyny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pamiętam już czy to w książce Nemeskürty’ego, czy innej wydanej w podobnym okresie, ale cały pierwszy rozdział właściwie przekreślał przedwojenną (za wyjątkiem filmów zrealizowanych w okresie Węgierskiej Republiki Rad) i wojenną kinematografię węgierską jako tandetną i burżuazyjną. Myślę że jeśli ktoś pisał coś takiego to z chęci przypodobania się władzy, a nie z własnego przekonania, gdyż musiałby być fanatycznym komuchem.

    Co do Gwiazd... film rewelacyjny i ponadczasowy. Pokazuje że na wojnie nie ma tych dobrych i złych, są źli i ofiary. Rzuceni przez los w odmęty chaosu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, myślę, że to ta sama książka.
    Oczywiście, z drugiej strony, jeśli ówczesna kinematografia węgierska przypominała polską, to określenie "tandetna", nie jest znowu takie bezpodstawne, ale tak czy inaczej, intencje polityczne są tam aż nadto widoczne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotykałem się z opiniami, że i owszem, Węgrzy również bawili się przed wojną głównie w filmy o miłości, albo komedie. Muszę jednak pierw podrążyć temat, by wydać jakąś opinię.

    OdpowiedzUsuń