piątek, 24 sierpnia 2012

Tobruk


Po 1989 roku polski dyskurs o drugiej wojnie światowej został uzupełniony o tematy, które wcześniej były w mniejszym lub większym stopniu objęte politycznym tabu. Otwarcie zaczęto mówić o agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku, zbrodni katyńskiej, terrorze po wejściu Armii Czerwonej do Polski w roku 1944, Procesie Szesnastu, itd. Silniej przypominano o wysiłku Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, o sytuacji Żydów w czasie wojny, a po 2001 roku, w związku ze sprawą Jedwabnego, również o ciemniejszych stronach stosunków polsko-żydowskich.


Te zmiany w społecznej dyskusji i pamięci na temat wojny jedynie w znikomym stopniu przełożyły się na kinematografię. Polskie filmy historyczne ostatnich dwóch dekad skupiły się przede wszystkim na penetrowaniu okresu PRL oraz ekranizacji kanonu lektur. Jeśli podejmowano w nowej formule okres II wojny światowej, to przede wszystkim w kontekście polityki radzieckiej wobec Polski (Katyń, Generał Nil). Nie powstał za to żaden film o walkach polskich żołnierzy na Zachodzie: pod Monte Cassino, w bitwie o Anglię, czy pod Tobrukiem. Trudno wyjaśnić dlaczego, bo wydaje się, że taki patriotyczno-przygodowy, wysokobudżetowy obraz byłby w interesie zarówno producentów jak i polityków. Być może taki projekt dojrzeje w przyszłości, póki co można jednak przynajmniej spróbować wyobrazić sobie taki film, oglądając czesko-słowacką produkcję Tobruk (2008), w reżyserii Vaclava Marhoula. 

Trójka żołnierzy czechosłowackiego oddziału. W środku Jan Lieberman, Żyd z pochodzenia, jeden z dwójki głównych bohaterów.

Film ten opowiada o losach grupki żołnierzy armii czechosłowackiej, którym przyszło bronić (między innymi wespół z polską Samodzielną Brygadą Strzelców Karpackich), libijskiej twierdzy przed niemiecko-włoskimi oddziałami dowodzonymi przez generała Erwina Rommla. Nakręcenie Tobruku kosztowało naszych południowych sąsiadów nieco ponad 10 mln złotych i, wydaje się, że polskich producentów stać byłoby na taki wydatek (dla porównania, Bitwa warszawska kosztowała około 27 mln). Za tą cenę widz nie otrzymał oczywiście epickiego fresku wojennego na poziomie Hollywood, ale całkiem widowiskowy, nowoczesny film z rozsądną ilością sprzętu wojskowego, wybuchów i statystów. Zdjęcia i montaż starają się iść z duchem czasu, dość dobrze oddając pustynny klimat i film ogląda się raczej z przyjemnością. Nie oznacza to jednak, że jest to film udany. Tu główną przeszkodą był, zdaje się, scenariusz. Film, choć zamyka się w 100 minutach, wydaje się dłużyć, miejscami brakuje mu tempa i napięcia. Twórcy sygnalizują pewne interesujące problemy, takie jak sytuacja Żydów w ówczesnej armii, dezercja, konflikty pomiędzy szeregowcami i kadrą oficerską, motywacja do walki tysiące kilometrów od ojczyzny, ale ani razu nie decydują się na ich rozwinięcie, przez co trudno jest naprawdę przejąć się tym co się dzieje na ekranie. Z drugiej strony, Tobruk może również stanowić dla naszych twórców przykład odwagi w kinematografii. Sceny takie jak: rozstrzelanie jeńca, bijatyka z przełożonym, czy nawet śpiewanie sprośnych piosenek przez żołnierzy wzbudziłyby z pewnością w Polsce kontrowersje. Przecież właśnie z powodu podobnych, a nawet bardziej błahych scen wybuchł skandal wokół nieukończonego projektu Pawła Chochlewa Tajemnica Westerplatte.

Okrutny kapral bez serca - popularna klisza filmów wojennych znalazła się również w Tobruku.

Może więc chodzi o to? Może nie wyprodukowano w Polsce podobnego filmu z lęku przed medialną wrzawą? Z obawy, że jedni uznaliby taki film za pocztówkowy i przesłodzony, podczas gdy inni za hańbę uznaliby pokazanie na ekranie generała Andersa na nie całkiem białym koniu.  Może zapały ostudził też casus Tajemnicy Westerplatte? Trudno ocenić to jednoznacznie i na razie zostaje nam wyłapywanie strzępów informacji o Polakach walczących w czasie II wojny światowej w produkcji naszych południowych sąsiadów. Do obejrzenia na przykład tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz