Jeśli ktoś kojarzy film Porucznik Kiże, to najprawdopodobniej dlatego, że muzykę doń skomponował sam Sergiusz Prokofiew (tak przynajmniej sugeruje wyszukiwarka Google). Tymczasem sowiecki film z 1934 roku w reżyserii Aleksandra Fajncymmera wart jest tego by przypomnieć o nim również kilka innych faktów.
Podstawą scenariusza była nowela historyczna Jurija Tynianowa, rosyjskiego pisarza i teoretyka literatury, opublikowana w roku 1927. Tynianow z kolei zainspirował się znaną w Rosji anegdotą o oficerze, który w wyniku pomyłki urzędniczej zaczął figurować w dokumentach, mimo że nigdy nie istniał w rzeczywistości. Nie przeszkadzało to w karierze papierowego oficera, gdyż wolą cara Pawła I wspinał się on po kolejnych rangach wojskowych. Dopiero gdy świeżo nominowany na pułkownika został zaproszony przez oblicze cara, okazało się że to kuriozalna pomyłka. W obawie przed wyjściem sprawy na jaw, Pawła poinformowano jedynie, że oficer nagle zmarł.
Jak łatwo się domyślić, dziewiętnastowieczna anegdotka świetnie nadawała się do rozwinięcia jako satyra na stary reżim. Komedia Fajncymmera opiera się na śmiesznostkach ekscentrycznego, rozkapryszonego samowładcy Pawła I oraz carskiej biurokracji, która drżąc w strachu przed carem jest w stanie obmyślać nawet najbardziej absurdalne intrygi. W filmie, porucznik Kiże zostaje powołany do życia, ponieważ w obawie przed karą nikt nie śmie skorygować popełnionego błędu. Biurokratyczny chochlik nabiera realności, kiedy Kiże zostaje oskarżony o zakłócenie snu cara i zesłany za to przewinienie na Syberię. Następnie, znany ze zmiennych nastrojów Paweł rehabilituje go, awansuje do stopnia generalskiego, a nawet żeni, wszystko poza obecnością samego zainteresowanego. Kiedy jednak car zechce wreszcie osobiście poznać nowego faworyta, jego dworzanie muszą spreparować jego śmierć.
Bardzo interesujące, że film wszedł na ekrany w ZSRR w roku 1934 i odpowiednie władze nie zauważyły wówczas (a może zignorowały?) możliwości odczytania go jako satyry na biurokrację radziecką, w której strach przed odpowiedzialnością również był zasadą organizującą pracę, a i rozmaite absurdy z pewnością nie należały do rzadkości (przychodzi na myśl choćby wymyślone przez Erenburga mnożenie królików na papierze w Burzliwym życiu Lejzorka Rojtszwańca). Tymczasem taka właśnie interpretacja sama narzuca się widzowi oglądającemu ten film współcześnie. Co więcej, silniejszą gorliwością w cenzurze (a może mniejszym poczuciem humoru) wykazali się polscy cenzorzy. Kiedy w sezonie 1972/73 przygotowywano w Teatrze Polskim w Warszawie inscenizację Porucznika Kiże, PRL-owska cenzura zdjęła spektakl po próbie generalnej i do premiery nie doszło.
Film obejrzeć można w całości tutaj. A na koniec, żeby oddać honor Prokofiewowi, pieśń skomponowana do filmu. Nota bene Sting wykorzystał potem jej motyw w swojej piosence Russians.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz