Pomimo, że blog poświęcony jest filmom fabularnym, niniejsza notka wyjątkowo będzie dotyczyć dokumentu. Niedokończony film (2010, reż. Yael Hersonski) jest bowiem nie tylko ciekawym świadectwem historii, ale również przyczynkiem do refleksji nad granicami kreacyjności w filmach dokumentalnych.
Tematem Niedokończonego filmu jest historia kilku taśm odnalezionych po wojnie w nazistowskich archiwach. Zawierały one materiał pod roboczym tytułem Getto; znajdujący się we wstępnej fazie montażu film przedstawiający życie w getcie warszawskim wiosną 1942 roku. Taśmom dodaje wyjątkowości fakt, że nie udało się odnaleźć właściwie żadnej dokumentacji niedokończonego filmu, nieznani są konkretni ludzie stojący za projektem, ani powody dla których prace nad nim przerwano. Goebbels miał notować w dzienniku, że film będzie „ważnym świadectwem dla przyszłych pokoleń”. Nie oznacza to oczywiście, że miał być wiernym obrazem tragedii Żydów. Projekt Getto byłby propagandowym filmem pseudo-dokumentalnym w rodzaju Wiecznego Żyda (1940, reż. Fritz Hippler), agresywnym i fałszywym, chociaż sądząc po zachowanych materiałach, intrygującym wysokim kunsztem realizacyjnym. Ledwie obrobione taśmy bez dźwięku pozwalają wyrobić sobie opinię na temat przekazu. Jak się wydaje, przewodnia teza filmu miała mówić, że życie Żydów w getcie biegnie zupełnie zwyczajnie, a żydowska plutokracja opływa wręcz w luksusie (modne stroje, dzieła sztuki i kosztowne meble w domach). Jeśli więc ulicami getta snują się wynędzniali żebracy, a zwłoki zagłodzonych ludzi leża na chodnikach, to przede wszystkim dlatego, że nie otrzymują oni żadnej opieki od próżnujących, bogatych współmieszkańców.
Kontrasty między bogatymi a biednymi Żydami w getcie warszawskim. Temat nieukończonego filmu propagandowego. |
Aby pokazać ogrom nędzy getta niemieccy operatorzy nie musieli mocno się starać, ale sceny spotkań towarzyskich, balów, ostentacyjnej wręcz konsumpcji należało specjalnie aranżować. Siła Niedokończonego filmu polega właśnie na tym, że obnaża tą niemiecką mistyfikację. Nie tylko pokazując kolejne duble zainscenizowanych sytuacji, kręcone aż do uzyskania zadowalającego efektu, ale również konfrontując obraz ze wspomnieniami ocalałych z getta oraz źródłami pisanymi. Wśród tych znalazły się pamiętniki Adama Czerniakowa (przewodniczącego Judenratu), Emmanuela Ringelbluma (twórcy Archiwum Getta) oraz powojenne zeznania jednego z niemieckich operatorów filmu Williego Wista, który w latach 60. był świadkiem na procesie komisarza getta, Heinza Auerswalda. Niedokończony film robi również wrażenie dobrą jakością zdjęć pokazujących życie ulicy. Zobaczyć można nie tylko znane z innych filmów dokumentalnych sylwetki żywych szkieletów, lecz również zwyczajne, nieraz wciąż ładne twarze tych, którzy po dwóch i pół roku życia za murem mieli jeszcze za co zdobywać pożywienie.
Oglądając Niedokończony film warto zastanowić się również nad istotą przekazów medialnych w ogóle (a filmów dokumentalnych w szczególności). Takie intencje towarzyszyły zresztą twórcom. Jak powiedział producent filmu: „Chodziło o umieszczenie tamtego filmu w kontekście naszego widzenia świata poprzez media. Jak bardzo ufamy obrazom, które nam się przedstawia, biorąc je za dobrą monetę”. Niedokończony film ma demaskować historyczny fałsz i podważać zaufanie widza do przekazów, które otrzymuje, można więc założyć, że jego twórcom przyświecała idea maksymalnej obiektywności. Faktem jest jednak, że wymogi atrakcyjności dzieła wymuszają na twórcach każdego, czy to fabularnego czy dokumentalnego, filmu historycznego pewne ustępstwa. Nie inaczej było w przypadku Niedokończonego filmu. Twórcy manipulują archiwalnym taśmami podkładając do nich wzbudzającą emocje muzykę i dźwięki, wpływają na tempo ich wyświetlania, stosują zbliżenia i stopklatki. Podkładają archiwalne obrazy pod wspomnienia ocalonych Żydów, tak by widz miał wrażenie, że narracja odnosi się do tego co widać na ekranie (choć najczęściej tak nie jest). Dodają do tego aktorską interpretację zeznań niemieckiego operatora.
Nie robię z tego zarzutu twórcom Niedokończonego filmu, bo całość ogląda się dobrze i nie wydaje się by zabiegi autorów zmieniały w jakimś stopniu historyczne fakty. Warto jednak pamiętać, że właściwie w każdym filmie dokumentalnym znaleźć można elementy kreacji. Nawet w takim, którego celem jest tej kreacji obnażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz